- NIE MA GO WŚRÓD UMARŁYCH:
A POD PONIŻEJ KOLEJNE ŚWIADECTWO ŻYJĄCEGO BOGA, KTÓRY DZIAŁA.
Kojarzysz jednego z najsłynniejszych aktorów młodego pokolenia- znany z Belfra, Tancerzy, Pitbulla, Strażaków itd. Z jego ust mamy mały news na Wielką Noc.
SEBASTIAN: Nie mam problemu z tym że idę do kościoła i ktoś mnie tam pozna. Odwagą jest mówić: nie wiem. Ja wielu rzeczy nie wiem, ale mam nadzieję. Daleko mi od przykładnego katolika. Nie wstydzę się tego. Nie wstydzę się też tego, że chciałbym tak naprawdę wierzyć. Boję się tej wiary chyba, boję się oddać siebie w czyjeś ręce, ale jednocześnie cholernie tego potrzebuje. Prawdziwa wiara daje gigantyczną siłę, większą niż może dać cokolwiek na świecie. Takiej siły jaką daje wiara nie da ci ani drugi człowiek, ani sukces, ani książka, ani ty sam jej sobie nie dasz. Matthew McConaughey, kiedy odbierał Oskara, powiedział: ”Kiedy masz Boga, masz przyjaciela, a tym przyjacielem jesteś Ty”
A TU WIĘKSZY FRAGMENT:
BÓG, KTÓREGO SZUKAM
Sebastiana Fabijańskiego, aktora młodego
pokolenia, o którego sukcesach i talencie rozpisują się media i krytycy mijałam
przez wiele miesięcy w każdą niedzielę na mszy, na którą chodzę. Kilka razy
próbowałam zaczepić go po mszy i poprosić o wywiad, ale jakby rozpływał się w
powietrzu. Wychodził jak najszybciej i możliwie niewidoczny dla zebranych. Z
wiarą nie lubi się obnosić. W końcu się udało, chociaż nie ukrywał swojego
zaskoczenia, że ktoś chce go zapytać nie o role, sukces czy sposób na idealne
ciało ale o to, czym jest dla niego wiara.
KASIA: Czego szukasz w Kościele?
SEBASTIAN:
Większość ludzi chodzi do Kocioła ze strachu. Ja chodzę, bo szukam…
KASIA: Dlaczego w ogóle szukasz?
SEBASTIAN: Jak
patrzę na obraz Nowosielskiego „Jezu ufam Tobie” u Dominikanów na Służewie to
jakoś … nie wiem… nie jestem w stanie nie klęknąć. Fascynuje mnie to i przeraża
zarazem. Wiara to jest tajemnica. Czuję się w jej obliczu jednocześnie mały,
mierny, żaden (mimo, że swoją wartość znam), czuję że ciągle nie dorastam i
pewnie nie dorosnę. Kiedy patrzę na siebie przez ten pryzmat, automatycznie przestaje
gloryfikować swoje dokonania, a przychodzi pokora.
KASIA: Czym jest dla Ciebie Msza Święta?
SEBASTIAN:
Spotkanie, próba dialogu, szukanie…Jezus Chrystus to „postać” do której mi
najbliżej. To był przecież pierwszy rewolucjonista duchowy. Buntownik. Irytuje
mnie ten katechetyczny bałach, że Jezus to taki „Jezusek” z długimi włosami i w
sukni mówiący ciągle: Amen.
KASIA: Zawsze tak mocno wierzyłeś?
SEBASTIAN: Czy
mocno? Nie sądzę. Zostałem wychowany w rodzinie katolickiej, więc siłą rzeczy
kontakt z wiarą mam od zawsze, ale generalnie różnie z tym bywa. Pamiętam swoje
lekcje religii, kiedy Boga przedstawiało się, jako pana z brodą na chmurce. Ja
nie wiem, czy właśnie tak jest i nie boję się tej niewiedzy. Niewiedza to
gigantyczne pole refleksji. To jest droga, proces. Powinno się to wpajać od
dziecka, a nie że Pan Bóg jest dobry. Jest we mnie dużo buntu wobec
schematyczności. (…) Ja wszystkiego nie wiem „na pewno”, nie wszystko
rozumiem i się tego nie boje. Próbuje się dowiedzieć. Ale Bóg to jest pojęcie
transcendentne – coś czego się nie da pomyśleć. Nie chce tego nazywać. Chcę to
poczuć. Czasem to się dzieje.
KASIA: Kiedy doświadczyłeś w najbardziej namacalny sposób działania Boga?
SEBASTIAN:
Generalnie jak sie zastanawiam nad swoim życiem i poszczególnymi wydarzeniami,
ich przebieg, hierarchia, chronologia, jak przychodziły trudności i to jak
dostawałem po tyłku, żeby za chwilę dostać coś dobrego, to mam czasami takie
wrażenie, że wszystko co się działo czy dzieje, jest jakoś pod ochroną.
Oczywiście ta ochrona nie jest namacalna. Nie zobaczyłem Pana Boga który mi
mówi „skręć w prawo bo zabłądzisz”. Po prostu wszystko się działo samo. Teraz z
perspektywy czasu, jestem wdzięczny za to że kiedy już szedłem w strone
awanturniczo-imprezowego życia, nagle spadła na mnie jakaś ciemność, mrok,
beznadzieja…
KASIA: Masz na myśli depresję?
SEBASTIAN: Tak. Choć
depresja to określenie medyczne ale tak można to tak nazwać. Codziennie
budziłem się z poczuciem braku jakiekolwiek sensu. Cała moja waleczność i
nonkonformistyczna postawa zniknęła i stałem się cierpiętnikiem, człowiekiem
wypełnionym bólem i kompletnie pozbawionym wiary – zarówno w Boga jak i w
siebie czy „lepsze jutro”. Odizolowałem się wtedy od całego świata. Nie
chciałem się z nikim spotykać itd. W którymś momencie, nie pamiętam dokładnie
kiedy, Mama zabrała mnie do Dominikanów na mszę, kleknąłem przy tym obrazie
Nowosielskiego, o paradoksie chór śpiewał „skosztujcie i zobaczcie, jak dobry
jest Pan” (coś czego nienawidziłem, czyli wmawianie ludziom że Bóg jest dobry
itd.) i zacząłem tak płakać, że nie mogłem się powstrzymać. Łzy leciały same…
Próbowałem sobie to później racjonalizować: że to po prostu poczucie nie bycia
w tym wszystkim samemu, że to jest oczyszczenie itd. Na różne sposoby
próbowałem sobie ten stan tłumaczyć, ale to było też z worka pojęć
transcendentnych. Po prostu ścisnęło mnie za gardło, poczułem jakąś bliskość,
może nawet miłość i poszło. Poczułem się tak, jakby ktoś mnie przytulił i
powiedział: Ej, chłopie, będzie dobrze.
KASIA: To mamie zawdzięczasz wiarę?
SEBASTIAN: Moja
mama, wierzy w sposób piękny. Nie jest w tym „nawiedzona”, jest naturalna,
zwykła. Gdyby ona nie wierzyła tak pięknie, jak wierzy, to ja bym nie szukał
wiary. Ja bym przyjął, że coś tam może jest i na tym by się skończyło. Ale
obserwując moją mamę chciałem odkryć źródła tej siły i jej blasku. Podziwiam
jej wielkoduszność, umiejętność kochania wszystkich niezależnie od tego, jak
mocno ktoś ją skrzywdził.
Kiedy pytam jak to robi, to mi powtarza,
żebym się postarał na tych wszystkich ludzi patrzeć ze zrozumieniem, z żalem i
współczuciem. To niesamowite. Ja tego ciągle nie umiem. Nie wiem czy
kiedykolwiek się nauczę. Po ludzku moją pierwszą reakcją kiedy ktoś mnie
obrazi, upokorzy itd. jest tzw. krótki zapłon i idzie salwa nienawiści (czasem
nawet rękoczynów) ale ostatnio uczę się odpuszczać. Ona naprawdę potrafi
wybaczać. Ktoś jej robi krzywdę, a jej jest tej osoby żal. To jest coś
niesamowitego. Ona po prostu kocha ludzi, kocha życie, mimo że mogłaby być
wypełniona bólem, którego w życiu trochę doznała. Ona jest jak słońce –
promieniuje wiarą. Myślę, że Bóg (obojętnie czym/kim by nie był) jest z niej
dumny.
KASIA: A z Ciebie byłby dumny? Odniosłeś przecież spektakularne sukcesy w
filmie.
SEBASTIAN: Może w
filmie odniosłem sukces, ale jeśli chodzi o wiarę to raczej nie ma powodów do
dumy. Ciekaw jestem jak to się potoczy. Na ten moment myślę że Bóg (obojętnie
czym/kim by nie był) patrząc na mnie się po prostu śmieje i trochę z
politowaniem kiwa głową.
(…)
KASIA: Czy to jest odwaga mówić dziś o wierze?
SEBASTIAN: Nie mam
problemu z tym że idę do kościoła i ktoś mnie tam pozna. Odwagą jest mówić: nie
wiem. Ja wielu rzeczy nie wiem, ale mam nadzieję. Daleko mi od przykładnego
katolika. Nie wstydzę się tego. Nie wstydzę się też tego, że chciałbym tak
naprawdę wierzyć. Boję się tej wiary chyba, boję się oddać siebie w czyjeś
ręce, ale jednocześnie cholernie tego potrzebuje. Prawdziwa wiara daje
gigantyczną siłę, większą niż może dać cokolwiek na świecie. Takiej siły jaką
daje wiara nie da ci ani drugi człowiek, ani sukces, ani książka, ani ty sam
jej sobie nie dasz. Matthew McConaughey, kiedy odbierał Oskara, powiedział:
”Kiedy masz Boga, masz przyjaciela, a tym przyjacielem jesteś Ty”
KASIA: Z taką popularnością jak
Twoja pewnie nie narzekasz na samotność?
SEBASTIAN:
Najbardziej samotnym można być nawet w tłumie. I ja tak się często czuję.
Niestety żyjemy w świecie, gdzie ludzie się nawzajem oceniają, szukają odbicia
w innych i bardzo się kreują. Mało jest prawdy. Pokaż mi, kto dziś otwarcie
mówi: jestem takim i takim człowiekiem, nie musisz mnie lubić i OK, ja to
uszanuje. Tak ze sobą nie rozmawiamy. Ludzie się czasem zachowują jakby żyli w
wymyślonej, wirtualnej rzeczywistości. Tak jakby profil na Facebooku czy
Instagramie był jedyną wartością i czymś co o nich świadczy. To bzdura, fikcja,
bałach. Nie wierzę tym wszystkim uśmiechniętym i dumnym z aktualnego zdjęcia
profilowego. Niestety to wszystko jest interesowne i oportunistyczne. Wszystko
to ściema i kalkulacja która nie ma nic wspólnego z prawdą o nas samych. Ludziom
się wydaje że mogą kreować swoje życie, że wszystko zależy od nich. To kolejna
bzdura. Zbyt duży jest kult ego dziś. Zbyt duża radykalizacja poglądów z powodu
poczucia bycia centrum wszechświata. Nie jesteśmy żadnym centrum. Musimy żyć w
symbiozie ze wszystkim co nas otacza – a tym wszystkim może być właśnie Bóg.
KASIA: Kim jest dla Ciebie: Bóg w wielkim mieście ?
SEBASTIAN:
Einstein zapytany o Boga odpowiedział: „Nie ma ciemności. Jest tylko brak
światła.” Tak mi się to kojarzy. Wieżowce, korporacje, bloki, centra handlowe,
domy – wszystko w ich cieniu – jak w labiryncie, a między tym wszystkim
światło…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz