DZISIAJ JESZCZE OSTATNIE ARGUMENTY NA PIELGRZYMKĘ DO MATKI BOŻEJ W ARCHIKATEDRZE W LUBLINIE. ONA DAJE JEZUSA BO...
DZISIAJ OSTATNIE UROCZYSTOŚCI-PLAN TUTAJ:
TUTAJ NIEZWYKŁE ŚWIADECTWA CUDÓW WŁAŚNIE W ARCHIKATEDRZE W LUBLINIE, UCZYNIONYCH PRZEZ WSTAWIENNICTWO MAMY- NIE MA NUDY, KONKRETY:
Prawdziwą kopalnią informacji o cudownych uzdrowieniach dokonujących się w lubelskiej katedrze był zakrystianin Józef Wójtowicz. Oto dwie z jego opowieści: * "Jakiś oficer przyszedł z dzieckiem niewidomym, to dziecko odzyskało wzrok całkowicie i ojciec zostawił jako wotum okulary - opowiadał. - W czasie, gdy w lipcu próbowano zamknąć katedrę, jakiś oficer przed katedrą wołał: >Na moją odpowiedzialność łamcie drzwi, zrobimy lepsze, świątynia nie może być zamknięta, tu moje dziecko odzyskało wzrok<". * "W lipcu 1950 r. widziałem, jak matka przyprowadziła dziecko niewidome, ok. 4 lat mogło mieć. Słyszałem jak uczyła dziecko, co ma mówić. "Matko Boska daj mi wzrok". Dziecko zaś zaczęło mówić: "Matko Boska daj mi cukierka". I dziecko przejrzało. Byłem świadkiem tego". Józef Wójtowicz wspomina też o inny przypadku, zapamiętanym przez więcej osób: /ednl* "W początkach sierpnia 1950 r. gdzieś z Kraśnika, czy z kraśnickiego przywiózł mąż żonę. Była wycieńczona, że musiał ją na rękach z pociągu do dorożki nieść i z dorożki do kościoła. Widziałem ją, tylko skóra i kości. Posadził ją pod chórem. Przyszedł do zakrystii i prosił ks. Niedziółkę, żeby ją wyspowiadał, gdyż żona nie może chodzić ani siedzieć, ani klęczeć, jest niewładna; oparłem ją o ławkę. Ks. Niedziółka poszedł wyspowiadać ją pod chórem koło konfesjonału po lewej stronie, zaniósł jej Komunię św. Po Komunii św. mąż wziął ją na ręce i zaniósł przed obraz Matki Boskiej i tam modlili się oboje. W pewnej chwili ona wstała i poszła razem z nim. W kościele powstał wielki szum". Parę tę widziała także m.in. Leokadia D. "Mężczyzna ukląkł przed obrazem na jedno kolano a na drugim trzymał siedząca kobietę, która była wpatrzona w obraz. To była rozmowa z Matką. Mężczyzna robił wrażenie płaczącego" - wspominała. "A potem chwila, której nie da się zapomnieć. Kobieta nagle stanęła na nogi i zaczęła krzyczeć: Matko, jestem zdrowa! Mężczyzna, jak gdyby w obawie wyciągnął ręce i chciał ją chwycić a ona powiedział: ja zdrowa, Matko, ja zdrowa! Nie trzymaj mnie. Niewielka grupa ludzi skupiła się. Każdy na swój sposób szlochał. Przezorniejsi prosili, aby nie robić szumu, bo są aresztowania. (...) A ta pani ciągle powtarzała: jestem zdrowa, niech mnie aresztują. Szła o swoich siłach, wychudzona, wymęczona ale na tych nogach, na których jak twierdziła nie była w stanie tego zrobić. (...)" Po 30 latach od tego wydarzenia uzdrowioną kobietę - Helenę D. odszukał ks. Józef Kras. Potwierdziła wówczas, że "miała silne bóle i nie mogła chodzić" i że leczyła się u wielu lekarzy ale bezskutecznie, a w chwili uzdrowienia "jakby prąd ją przeszedł i ból ustał". Przyznała, że uzdrowienie zawdzięcza łasce Boga i Jego Matki. Okazało się też, że po wyjściu z kościoła małżonkowie zostali aresztowani. Siedzieli trzy miesiące i cztery dni. * "O pierwszym [cudzie], tzn. uzdrowieniu niewidomej z ul. Narutowicza 13 wiedziano powszechnie. Mając bliskie kontakty z katedrą, udałem się z dr Dambkiem do ks. Malca, aby poinformować się na miejscu o zaszłym fakcie i okolicznościach mu towarzyszących. Uzdrowionej nie widzieliśmy, lecz spisaliśmy protokół z jej gospodynią, która twierdziła, że uzdrowiona była całkiem ociemniała (odróżniająca jedynie smugi światła lub cienia), a po cudownym wyleczeniu odzyskała normalny wzrok" (świadectwo Adama Stybelskiego). * "Na trzeci, czy czwarty dzień jadę do Przemyśla. Spotykam w Seminarium Duchownym ks. bpa Bardę, ordynariusza. Wypytuje troskliwie. (...) Mówi mi, że doniesiono mu o cudownym z pewnością uzdrowieniu siostry Józefitki z Przemyśla (...). Ciężko chora na zniekształcające zapalenie stawów, unieruchomiona...,. wożono ją na wózku do katedry przez trzy dni - na trzeci dzień wstała z wózka zdrowa - w domu wróciła do swych dawnych obowiązków, w pełni czynna. To przecież cud!" - pisał w swoich wspomnieniach ks. Jan Wójtowicz. | ||||
| ||||
Wiele opisów łask (także z lat 70. i 80.) przytoczył w swojej publikacji ks. Józef Kras: * "Kilka tygodni po cudzie w Katedrze Lubelskiej został cudownie uzdrowiony trzyletni chłopczyk po paraliżu dziecięcym. Dziecko było nieochrzczone, ponieważ ojciec dziecka był zaniedbany religijnie. A raczej niewierzący. Nie chciał się zgodzić na chrzest dziecka. Żona wierząca skorzystała z nieobecności męża. Dziecko ochrzciła, zamówiła Mszę Świętą o zdrowie przed cudownym obrazem Matki Bożej w Katedrze. W czasie Mszy Świętej dziecko zostało cudownie uzdrowione. Zaczęło chodzić. Po powrocie do domu ojciec dziecka był zdumiony. Lekarze nie dawali żadnej szansy. Ojciec dziecka nawrócił się, przystąpił do sakramentów świętych i stał się praktykującym katolikiem. Cała rodzina często nawiedzała miejsce cudownego uzdrowienia dziecka i składała wdzięczność nawet zimą przynosząc najpiękniejsze kwiaty do stóp Matki Najświętszej Katedralnej. Wydarzenie jest mi znane, ponieważ w tym domu pracowałam w charakterze pomocy. Felicja K." * Podobny przypadek opisuje Piotr S. Jego trzyletnia córeczka zachorowała na chorobę Heinego-Medina. "W szpitalu powiedzieli, że stan ciężki i na całe życie pozostanie ślad. W szpitalu Dzieciątka Jezus jedna pani nam zmartwionym rodzicom powiedziała, ze wie, gdzie jest dobry lekarz: w katedrze. Dałem na Mszę św. Na drugi dzień wracałem z pracy i wstąpiłem do szpitala (...) Patrzę, a córeczka siedzi i bawi się lalką!!! Powiedziałem o tym żonie. Nie chciała wierzyć, więc polecieliśmy do szpitala. (...) Dziś córka mieszka w Warszawie i jest zupełnie zdrowa". * Marta P. modliła się w Katedrze o "wielką łaskę macierzyństwa". "Od 9 miesięcy byłam mężatka, której lekarze nie dawali nadziei na macierzyństwo, a przynajmniej nie rychłe. Leczyłam się, lecz bez rezultatu". Wchodzac do katedry w duchu prosiła MatkeBozą o dziecko. Spojrzała na obraz. "Nagle poczułam jej wzrok na sobie tak intensywny, ze drgn ełam. Obraz nagle ożył, a właściwie oczy Matki Bozęj spojrzały na mnie, jak oczy zyjacej osoby, a nie malowidła i poruszyły się. Widziałam to na pewno". Kobeita aczęła krzyczeć i płakać, okazało się ze towarzyszący jej maż (ale nikt inny z jej rodziny) widział to samo. "9...) to był dla nas znak Obietnica spełnienia! W dziewieć mieśiecy i trzy dni od tego wydarzenia urodziła się nam córka. Lekarz, który mnie leczył, był zaskoczony, kiedy stwierził ciążę. Powiedział: "Nic nie rozumiem". Ja nie byłam zaskoczona. Matrka mi powoiedziała. * Pani Stefania D. od 12 lat cierpiała na zrosty kiszek na tle gruźliczym. Opisywała "wizyty u wielu lekarzy, ogromny ból aż do utraty przytomności, niemożność jedzenia, wymioty i brak sił a w końcu czterogodzinną operację". Po tym zabiegu zrosty znowu się pojawiły. Było tak źle, że "w czerwcu 1949 roku leżała i czekała na śmierć". Pewnej nocy przyśnił jej się obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Matka Boża powiedziała jej, żeby się nie martwiła bo za miesiąc będzie zdrowa. Kiedy dowiedziała się, że Matka Boża płacze w Lublinie pojechała prosić ją o pomoc. Zobaczyła tam obraz ze swego snu i modląc się przed nim została uzdrowiona. "Obie z mamą płakałyśmy i pierwszy raz od wielu miesięcy zaczęłam jeść wszystko (...) i nic mnie nie bolało". Lekarze byli zadziwieni. "Przez tyle lat mnie nie boli. Jestem zdrowa" - zeznawała po latach. |
TUTAJ MACIE HISTORIA CUDU W LUBLINIE:
http://alanapustyni.blogspot.com/2017/06/matka-pacze-bo-kocha.html
I HISTORIA MOJEJ PIELGRZYMKI:
http://alanapustyni.blogspot.com/2017/07/pielgrzymka-do-mamy.html
TUTAJ MACIE KRÓTKĄ TARNSMISJĘ Z LITANII PRZED CUDOWNYM OBRAZEM - PIĘKNE
A TUTAJ MSZĘ Z 3 LIPCA 2017 SPRZED 2 GODZIN:
CZEKA NA NAS MAMA
AS
PS TEN WPIS MARYJNY, ALE ZA CHWILĘ ZUPEŁNIE INNE SZALEŃSTWO- CZYTAJ NASTĘPNY POST !!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz